sobota, 30 marca 2013

świąteczne szaleństwo.

Kto to widział, żeby ze święconką iść w płaszczu zimowym, szaliku i zdać sobie sprawę , że jest więcej śniegu niż było w Boże Narodzenie?
Wielkanoc zawsze kojarzyła mi się z wiosną, słońcem, pąkami na drzewie i tulipanami w wazonie. A tu co? Zima na całego. Niedługo zapomnę jak wygląda świat bez tego białego obrzydlistwa na ziemi. A mój zimowy płaszcz chyba spalę.
Na fejsie gdzieś mi mignęło, że "wiosna nie przychodzi bo daje Ci ostatnią szanse na zrzucenie zimowych kilogramów" No coś w tym chyba jest :D

Dzisiaj porządki, porządki, gotowanie. Już sobie wymyśliłam jak przetrwać te święta. Mam zamiar zjeść gyros w wersji light (własnej roboty! :D jogurt naturalny z czosnkiem zamiast majonezu :P) , łososia w końcu! i trochę sałatki owocowej. I tak się będę bujać między tymi trzema potrawami. I nie tknę słodyczy.
Dzisiaj nie zjadłam dużo, nawet nie było kiedy, ciągle coś do roboty. Zjadłam tylko śniadanie i teraz trochę makaronu z sosem pomidorowym. Swoją drogą strasznie Wam polecam sosy pomidorowe w słoiczku z Lidla. Mają mało kalorii i w dodatku są w 100 % naturalne! Żadnych konserwantów i innych świństw.
Co do postanowień na święta, to nie oszukujmy się, nie spodziewam się wielkiego spadku wagi, ale byle nie przytyć. Może być nawet tyle ile jest teraz, byle nie więcej.
Ale po świętach może w końcu przyjdzie wiosna, basenik, rower, rolki, będzie pięknie :) Nie damy się! :)

Wytrwałości Kochane. :)




środa, 27 marca 2013

sukces!

Sukces, sukces, kolejny sukces :)
Wchodzę na wagę a tam 72,3 kg! :) Nie ma takiego spadku jak w zeszłym miesiącu, ale i tak jest mniej! To najważniejsze. A ja chcę mniej, mniej, coraz mniej. Jestem już tak blisko drugiego celu i 6 z przodu na wadze. Jestem z siebie taka dumna. Że wytrwałam, nie złamałam się ani razu i wybrałam zdrową dietę. A teraz widzę efekty :) Oby wytrwać do wakacji, do czerwca, aż zacznę chodzić na siłownie i porządnie modelować brzuszek. Będzie super! :)
Ja się chce to można, nie wolno się poddawać, trzeba być wytrwałym. I tej wytrwałości każdej z Was i sobie życzę! Oby się teraz nie poddać i nie złamać. Ta ciężka praca nie może pójść na marne.
Dziękuje Wam za wszystkie pozytywne komentarze, napędzają mnie do działania, dodają siły i dzięki nim się nie łamie.
Trzymajcie się! <3



wtorek, 26 marca 2013

wtorek

Wolnee, wolne, wolne :)
Cały tydzień wolnego bo rekolekcje. Mam dużo pracy, ale wszystko na spokojnie sobie ogarnę. :)
A jutro ważenie ... Trochę się stresuje. Chciałabym zobaczyć te 72 kg. Wtedy będę szczęśliwa. Ostatnio mało ćwiczę :/ Jem zdrowo, nie zawalam diety, ale ćwiczenia leżą. Czasem pójdę na basen i tyle. Chciałabym żeby już na dobre przyszła wiosna, poszłabym w końcu na rower, tak bardzo mi tego brakuje.

Napiszę Wam jutro jak tam waga i wymiary :D
Obym mogła się pochwalić, a nie wstydzić :)


czwartek, 21 marca 2013

.

Jak się czujecie w ten piękny, śnieżny pierwszy dzień wiosny? ;)

Dziś w ramach dnia wagarowicza postanowiłam zrobić dobry uczynek i poszłam oddać krew. Pierwszy raz w życiu! Troszkę byłam tchórzem, ale jak już wbicie tej dużej igły miałam za sobą, to było dobrze :D
Tylko ten prowiant później  ... 8 czekolad, grzesiek i soczek marchewkowo-owocowy. Coś a'la Kubuś. Wypiłam i zjadłam 3 kostki czekolady. Nie, nie mam zamiaru pluć sobie w brodę ;) Lepiej 3 kostki niż 3 tabliczki, to była moja pierwsza czekolada od 2 miesięcy i wiem, że jedzenie jej nie stanie się normą ;)
Po oddaniu krwi dobrze się czułam, dopiero jak wróciłam do domu i wdrapałam się na 3 piętro zrobiło mi się słabo.
Jutro ostatni dzień i wolne. Od poniedziałku rekolekcje, na które i tak nie chodzę, później święta.
Strasznie chodzi za mną ostatnio łosoś, och zjadłabym <3 mój tata robi takiego pysznego.

Coraz więcej osób mówi mi, że schudłam. Ach <3 ja dopiero będę chuda moi drodzy! :) Już niedługo!


   

jak już będę chuda, to wstawię tu swoje zdjęcie. Ale na to musicie jeszcze troszkę poczekać :D

środa, 20 marca 2013

wtorek

Czuje się jak wielka, spuchnięta, nadmuchana bania. Za 2-3 dni dostanę okres, to wiele wyjaśnia. Chodzę strasznie poddenerwowana, wszyscy mnie wkurzają. Nienawidzę tego u siebie. Mam straszne humorki i za nic nie mogę tego opanować. Zamykam się po prostu w pokoju, pozwalam żeby wszyscy zeszli mi z drogi i żebym ja na nikogo nie naskoczyła.
Za dwa dni pierwszy dzień kalendarzowej wiosny, a za oknem śniegu po kolana. Dziś urządziłam marsz do biblioteki, po książki do prezentacji maturalnej. Zmarzłam jak nigdy. A pamiętam, że rok temu o tej porze już biegałam w wiosennej kurtce, a nie w zimowym szaliku jak teraz! :(
Mam wrażenie jakbym zjadła dziś za dużo. Nie tknęłam żadnego śmieciowego jedzenia, na które tak strasznie mam ochotę, tym bardziej teraz jak jestem przed okresem. Mimo to, czuje się jakaś "objedzona". 27 marca ważenie. Z każdego kilograma mniej się uciesze. Teraz niestety nie spodziewam się takiego spadku jak ostatnio. Wiadomo, na początku zawsze chudnie się szybko.  A święta to będzie prawdziwa próba charakteru. Nie lubię wielkanocy. Więc, po co mam tyć w święta, których nie lubię? ;)

Trzymajcie się ciepło! :)





niedziela, 17 marca 2013

'wszystko co dobre od początku ostrzega cię końcem'

Mój pokój, łóżko, herbata. Czyli to co uwielbiam najbardziej i miejsce gdzie czuje się najbezpieczniej. 
Właśnie wróciłam z pubu, z urodzin kumpeli, wcześnie bo rano mam chemię. 
Jestem w tak okropnym humorze ... Siedziałam tam a w okół prawie same pary. I ja. Sama, od zawsze na zawsze. Nie mam faceta, więc wcale nie powinnam ruszać się z domu. Moja najlepsza przyjaciółka ma chłopaka. Kocham ją całym sercem i życzę jak najlepiej, ale  imprezy nie wyglądają tak jak kiedyś. Niektóre odpuszczam, bo idzie ona z chłopakiem i 5 innych par. I co i ja? przyzwoitka? Oni będą tańczyć razem, przytulać się, a ja co? w środku? sama? Niektórzy powiedzą, że robię problem z niczego i przesadzam, ale te z Was, które były kiedyś w takiej sytuacji rozumieją. Nie ma chyba głupszego uczucia niż siedzieć wśród zakochanych, nie mając do kogo się odezwać. Bo oni siedzą przytuleni, zajęci sobą. Mam wrażenie, że wtedy wszyscy patrzą się co jakiś czas na mnie z politowaniem.
A gdzie jest ten ktoś kto mnie pokocha? Nie chodzi mi o przelotny romans, bo z tym nie problem. Wystarczy iść do klubu, a szansa na przelotną znajomość jest duża. Myślę o miłości, poczuciu bezpieczeństwa, budzeniu się przy kimś z pewnością, że on nadal uważa mnie za najpiękniejszą na świecie, w pidżamie, bez makijażu i z miotłą na głowie. Kogoś, dla kogo się nie liczy czy schudnę 5 kg czy przytyje 20. To ze mną jest coś nie tak?
Kiedyś był K., narobił mi nadziei, obiecywał. Powiedział, że będzie na mnie czekać, że jestem dla niego ważna i chce ze mną być. I chciał, do momentu, aż mi zaczęło zależeć. Jak zdecydowałam, że jestem gotowa na związek z nim - zniknął. Wymówka jaką mi zafundował była chyba najgorszą jaką usłyszałam w życiu. Złamał mi serce.
Później był B., na nim też mi zależało. Byliśmy razem, mówił, że kocha, ale tak naprawdę interesowało go tylko to co mam w majtkach i kiedy pójdę z nim do łóżka. Nie poszłam, całe szczęście. Zawsze jak chciałam wyjść na piwo z koleżankami była afera. W kłótni nazwał mnie kurwą, tylko dlatego, że czasem wychodzę z dziewczynami. Zerwałam. I to była najlepsza decyzja w moim życiu. On nie umiał mi nic dać, a ja byłam cała dla niego, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby oglądać się za innymi. A B,? Do dziś mam dziwne przeczucie, że  mnie zdradzał. Kto tu kogo powinien nazwać kurwą? 
Później były jakieś przelotne znajomości, które kończyły się po kilku spotkaniach. Po co? Koiłam ból? Nie wiem, możliwe. I obrosłam w skorupę, chowam uczucia, wrażliwość. Ale ile można? Gdzie byłam jak rozdawali miłość? Czego mi brakuje? Jestem tak brzydka, gruba, głupia? Gdzieś na świecie musi być TEN właściwy. Tylko gdzie? I kiedy on się znajdzie? 
Ktoś sobie pomyśli - "Matko, jaka ckliwa notka, dziewczyno weź się za naukę a nie rozmyślaj o chłopakach." Ale tu już nie chodzi o myśl "chcę mieć chłopaka bo wszyscy mają!" Chcę uczucia, miłości, poczucia że mam kogoś kto mnie przytuli gdy mi źle i świat wali mi się na głowę. 

Wybaczcie za te gorzkie żale, ale gdzieś musiałam to z siebie wyrzucić. 

Nienawidzę  uczucia głodu po alkoholu. Aż mnie ssie. Ale nie zjem, tak dużo już schudłam Mimo, że mam ochotę na wielkiego kebaba, albo ogromny kawałek ciasta. 

piątek, 15 marca 2013

Piątek, piąteczek. Nie raduje mnie to jakoś, bo czeka mnie pracowity weekend.
Zastanawiam się tylko, dlaczego jak uczę się chemii sama to umiem, rozumiem, zadania wychodzą mi poprawnie, a diagnozę maturalną w szkolę piszę na ledwo 50 %.
Co jest? Jestem aż takim kretynem, czy co? Może powinnam w ogóle odpuścić, olać maturę i zapomnieć o jakichkolwiek porządnych studiach? Może się nie nadaje? Czemu inni mogą, a ja nie? Gdybym się nie uczyła, olewała wszystko to okej, nie miałabym pretensji. Ale wkładam w naukę tyle wysiłku a efektów praktycznie nie ma.
Zauważyłam u siebie straszne huśtawki nastrojów. W jednej chwili mam świetny humor, śmieje się, a za moment wszyscy mnie wkurzają i marzę żeby dali mi święty spokój i zostawili samą. To nie może być spowodowane zbliżającym się okresem, bo na to jeszcze za wcześnie. 

Chcę już wiosnę. Zrzucić ten zimowy płaszcz i gruby szalik, odetchnąć innym powietrzem. Zobaczyć słońce.
Pójdę dziś na basen. Tak bardzo to kocham, rozluźniam się pływając. Jednak zamiłowania z dzieciństwa zostają na całe życie ;) I przy okazji spalam zbędne kalorie :p łączę przyjemne z pożytecznym.

Dieta idzie dobrze. Nie mam nawet ochoty na nic śmieciowego. Czasem przyjdzie chęć na czekoladę albo chipsy ale wtedy patrzę na zdjęcia tych wszystkich pięknych dziewczyn, wyobrażam sobie siebie w bikini za 5 miesięcy i wszystko przechodzi :) Nie wiem tylko kiedy się zważyć. Chyba w środę przed świętami, ale nie wiem. Może szybciej?







poniedziałek, 11 marca 2013

.

Siedzę z gorącą kawą. Nie poszłam do szkoły. Nie miałam siły się ruszyć. Znowu przyszła zima, kompletnie nas zasypało, mróz. A już cieszyłam się, że zaraz zmienię ciężkie buty na trampki.
Waga z rana - 74,3 kg. :) Nieźle. Tak do świąt chciałabym zobaczyć te 70 kg. Niewiarygodne, że to się dzieje. Że naprawdę chudnę! Ktoś może powiedzieć "ee tam, nie ma się czym podniecać, nadal ważysz strasznie dużo." Owszem, ale jestem tak dumna że te 6-7 kg już za mną. Kupiłam sobie spodnie o rozmiar mniejsze i miałam dobry humor przez resztę dnia. :)

Dzisiaj urządzam sobie wagary, ale nie spędzę dnia w łóżku. Muszę ogarnąć matmę, po południu mam biologię. Wieczorem siadam do chemii. Boże, oby było warto. A co jak nie dostanę się na żadne studia? Strasznie chciałabym wyjechać do Gdańska. Kocham to miasto, strasznie mnie do niego ciągnie. Nie chce siedzieć bezczynnie rok w domu, a z drugiej strony nie chcę iść na beznadziejne studia, bo to też bez sensu.

 Jeszcze trochę. Jeszcze 2,5 miesiąca i najdłuższe wakacje w życiu! Wytrzymam. A w maju siłownia, którą mam praktycznie pod nosem i rzeźbię piękny brzuszek:) Nawet nie zależy mi na tak na tej wadze, co na pięknym brzuchu. Mogłabym nawet ważyć 100 kg, mieć płaski brzuch a całą wagę zwalić na mięśnie :P. W sierpniu jadę nad morze i chcę dumnie paradować w bikini, a nie zasłaniać się ręcznikiem jak to było do tej pory.
Odchudzanie z kimś motywuje. Wspieramy się wzajemnie gdy któraś ma gorszy dzień i tak już leci drugi miesiąc intensywnej diety.

Moim kolejnym celem jest nosić w wakacje krótkie szorty do krótkich conversów. Strasznie mi się to podoba, ale niestety moje uda były do tej pory za wielkie ;P










sobota, 2 marca 2013

Cel I

Tak długo wyczekiwany, upragniony, wymarzony cel I - OSIĄGNIĘTY :))
W końcu. Po tylu wzlotach i upadkach waga pokazała 75 kg! Dotrwałam! Teraz czuję że mogę wszystko i wiem że kolejne cele osiągnę bez problemu.
Widzę po ubraniach że chudnę. Czuje się lepiej sama ze sobą, chce mi się patrzeć na ludzi i uśmiechać się do nich. Ludzie z klasy mówią mi że schudłam. Cudownie! :)

W szkole nawał, matura coraz bliżej. Zaczynam się porządnie stresować. Tak bardzo chcę żeby już było po.
I chcę jechać na zakupy, przecież potrzebuje nowych ubrań! :)