piątek, 26 kwietnia 2013

to już jest koniec ...

Niee, nie bloga :) Liceum! Dziś, dokładnie o godzinie 12 odbędzie się "pożegnanie maturzystów" . Dziwnie się czuje. Nie sądziłam, że ta chwila nadejdzie tak szybko! Pamiętam, pierwszy dzień szkoły średniej - jakby to było wczoraj! 3 lata zleciały nawet nie wiem kiedy. Jakieś podsumowanie?
Hm..licealne życie to piękny okres w życiu. Wiele razy wkurzałam się na nauczycieli, kolekcjonowałam jedynki, poprawiałam 500 razy oceny, bałam się matematyki...Teraz jak o tym myślę to uśmiecham się sama do siebie. Poznałam wspaniałych ludzi, mam cudowne wspomnienia. Kombinowanie co by tu zrobić, żeby nie pisać sprawdzianu, wagary, imprezy, wycieczki. Mam w klasie grupkę osób z którymi bardzo się zżyłam i mam nadzieje utrzymywać kontakt, chociaż z niektórymi. Wiadomo, że licealne przyjaźnie mogą okazać się bardziej trwałe niż te z gimnazjum ;p . Wiem, że jak będę mijać moją szkołę, jadąc tramwajem czy autobusem to zawsze się uśmiechnę i na serduchu zrobi się jakoś tak cieplej. Mimo, że tyle razy powtarzałam, że jej nie cierpię i jak najszybciej chcę ją skończyć.
Teraz już "tylko" zdać maturę. Dzisiaj odstresowanie - jedziemy na działkę do koleżanki na grilla.
A no i zapomniałabym o najważniejszym ... :D waga z rana ... 69,7 ! Wiecie co to oznacza?! Wiecie? Oczywiście, że wiecie! II cel - OSIĄGNIĘTY ! jaka to radość zobaczyć 6 z przodu ! Tak długo wyczekiwaną, wymarzoną! Ciężko pracowałam na to! I co można? I to przy zdrowym odżywianiu, bez głodówek i katowania siebie drastycznymi dietami. MOŻNA! Dziewczyny nie poddawajcie się, za nic w świecie, nigdy, przenigdy! Walczcie! Bo można! Wszystko można, trzeba tylko chcieć!
Spadek wagi dał mi kopa do działania. Kolejna motywacja! Żeby pracować na siebie! Wymodelować ćwiczeniami ciało, które ma szansę stać się zajebiste :)   ...a no i kolejny cel osiągnięty - zmieszczę się dzisiaj w sukienkę! :D
Siły Kochane! Siły! :)


   porcja thinspiro :)




piątek, 19 kwietnia 2013

I believe !

Trochę mnie nie było. Ale już jestem, żyje, oddycham.
Miałam jakiś chwilowy spadek formy, małego doła. Przeszło :) Wzięłam się do kupy i idę dalej przez życie :)
Nie mam faceta? Nie mam, ale narzekanie nie sprawi, że on nagle się zjawi. A szukanie na siłę nie ma sensu. Przyjdzie czas na miłość. Kiedyś pojawi się ktoś z kim będę szczęśliwa. Wiem to. Na pewno warto poczekać. ;)
Dzisiaj prawdopodobnie był mój ostatni dzień w życiu w szkole. Tylko w poniedziałek tam muszę wpaść na godzinkę, załatwić formalności .Jak się czuje? Dziwnie. Jakoś to do mnie nie dociera :D wolność!
Teraz tylko matura. Boje się, ale jestem z siebie dumna, bo praktycznie każdą wolną chwilę wykorzystuje na naukę, rozwiązywanie zadań. Jeżeli nawet nie pójdzie mi w tym roku i wyniki będą takie sobie to wolę mieć świadomość, że nie mogę sobie nic zarzucić, że się uczyłam i po prostu mi nie poszło. Lepsze to niż spieprzenie matury z premedytacją, doskonałą świadomością że nic nie zrobiłam i zmarnowałam cały rok.
Wiosna wybuchła. Nareszcie. Od razu lepszy humor i większa chęć do życia.
Diety nie zwalam. Tak weszła mi w nawyk, że teraz nawet się nad nią nie zastanawiam. Robię wszystko automatycznie i nie zaliczam wpadek.
Niedługo w końcu zacznę ćwiczyć na dobre. Bo co z tego, że waga leci, skoro brzuch przypomina przekłuty balonik? Muszę wymodelować ciało, żeby z dumą pokazać się na plaży. Na wagę nie wiem kiedy wejdę. Podejrzewam, że w okolicach czwartku.
Wczoraj jadłam i jadłam i jadłam. Zdrowe posiłki, żadnych śmieci, ale miałam wrażenie, że cały dzień nic innego nie robię tylko jem. Spojrzałam w kalendarz - 27 dzień cyklu. No tak, to wiele wyjaśnia.
Teraz kawusia i Wasze blogi! Trochę Was zaniedbałam ostatnio. Wiem i przepraszam. Zaraz lecę posprawdzać co tam u Was :)
A później - ssaki i nagonasienne. Och jeny jeny, niech już będzie po wszystkim.




sobota, 13 kwietnia 2013

czwartek, 11 kwietnia 2013

nigdy, ale to nigdy się nie poddawaj!

- **** jesteś na jakiejś diecie?
-hm... a co?
- bo chudniesz w oczach!

Dzisiejszy dialog z kumplem na lekcji. Coraz więcej osób mówi mi, że schudłam. Jest cudnie! <3



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

spadek

Waga z rana - 71,4 kg. To oznacza kolejny kilogram mniej i już tylko 1,4 kg do osiągnięcia drugiego celu.
Chcę zrzucić jak najmniej do 26 kwietnia. Po co? Żeby dobrze prezentować się w sukience, którą planuje ubrać na zakończenie szkoły. Taki mam kaprys. Najchętniej poszłabym tam w pidżamie, ale skoro niektóre osoby będą mnie widzieć po raz ostatni w życiu i ja je też to chcę zapaść im w pamięci ;)
Tyle.
Życzcie mi powodzenia, a ja Wam życzę miłego dnia, Kochane ;)


sobota, 6 kwietnia 2013

walczyć o siebie.

Wiosna chyba powraca. Słońce nieśmiało wygląda zza chmury, śnieg topnieje. Nareszcie!
A mój żołądek jak wariował, tak wariuje. Przyczyny nadal nie odkryłam. Może mój organizm po zrzuceniu prawie 10 kg postanowił się zbuntować? W sumie mu się nie dziwie, po tylu latach niezdrowego jedzenia, dogadzania sobie chipsami i fast-foodami teraz próbuje go przeprogramować na zdrową żywność. Nic dziwnego, że zwariował. Nie wygra ze mną :D jutro przewiduje dzień warzywno-płynny. Niezbyt mi się to uśmiecha, ale muszę go jakoś oczyścić i przekonać, że to jednak ja mam racje ;)
Wagę sobie odpuszczam dopóki nie dojdę z własnym żołądkiem do porozumienia. Mam nadzieje, że nie zajmie mi to dużo czasu, bo chciałabym jak najlepiej wyglądać 26 kwietnia. Dzień zakończenia roku. Niech zapamiętają mnie jako fajnie ubraną, szczupłą laskę. A co! :)

Nauka pełną parą. Z biologią idę jak burza, z chemią podobnie. Ale nie czuję się jakaś super. Robię, bo robię, ale nie jest to gwarancją sukcesu. Dodatkowo zaczynam bać się ustnej z polaka.
Cały dzień nad książkami powoduje, że czuje się jeszcze bardziej samotna. Nawet po całym dniu rozwiązywania zadań nie mam się do kogo przytulić i komu pochwalić z tego co udało mi się zrobić. Wszędzie otaczają mnie zakochani, na fejsie pełno zdjęć i nowych statusów "w związku". A mój ideał gdzie?
Mam dziwne sny. Najpierw śni mi się matura, później chłopacy z którymi coś mnie kiedyś łączyło, później że gdzieś idę sama, ostatecznie się gubię i zapominam gdzie szłam. Paranoja.


"Bo jaki ty jesteś, mój świecie? Niby wszystko takie proste, wszystko ma swoje określone miejsce.Tylko, że ja nic z tego nie rozumiem, albo rozumiem, kiedy jest już za późno."
(B. Rosiek)

środa, 3 kwietnia 2013

bunt?

Powrót do szkoły. Już niedługo, zaraz koniec. Byle wytrwać.

Mój organizm odmówił współpracy. Buntuje się. Źle się czuję jak coś zjem. Biegunka, niedobrze mi, czuje się jakaś taka ciężka i zapchana.
Zatrucie? Niemożliwe, bo nie było czym.
Święta też nie są tu winne, bo nie jadłam dużo.
A odżywiam się przecież normalnie. Jem regularnie, zdrowo. Dziś zjadłam normalne śniadanie - musli z owocami, na obiad trochę makaronu, po drodze ze 3 wafle ryżowe. I jest mi znowu niedobrze, jakbym pochłonęła konia z kopytami.
Nie wiem kiedy wejdę na wagę. Pod koniec tego tygodnia, albo w następnym.
Muszę się jakoś zmotywować do ćwiczeń w domu. Nie lubię tego, bo nie mam po nich takiej satysfakcji jak po rowerze, basenie czy siłowni. Wiosna chyba nigdy nie przyjdzie, więc rower nie prędko na basenie jestem 1-2 razy w tygodniu, a na siłownię nie mam czasu, dopiero od czerwca planuje iść. Wiem, kiepska wymówka, ale szkoda mi marnować kasy na karnet i nie chodzić. To już wolę poczekać aż będę po maturze i będę miała więcej czasu.

A teraz książki wzywają. ;)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

święta święta i po świętach.

Laptop, pachnąca kawa i pół godziny przerwy na fejsa i bloga.
Jak tam Wasze świąteczne obżarstwo? ;) u mnie nie najgorzej, nawet jestem z siebie dumna. Jedynym grzechem jest cukierek i 3 łyżki sałatki w której składzie znalazł się majonez. Dziś mój żołądek się zbuntował. Po zjedzeniu miski żurku zrobiło mi się strasznie niedobrze i nie mogłam już nic więcej w siebie wcisnąć. Koło 15 zjadłam trochę sałatki owocowej i tyle. Nie mam w ogóle apetytu. Na szczęście od jutra już "normalne" jedzenie. Nie mogę się doczekać ukochanego musli na śniadanie.
Kwiecień. Miesiąc do matury. Dziś już kończę człowieka z biologii, jutro przyjdzie książka z zadaniami z roślin i zwierzaków, skończę bibliografię, do końca tygodnia skończę książkę potrzebną do prezentacji maturalnej, a dziś wieczorem jeszcze arkusze z matmy. Chemie z grubsza mam ogarniętą ale jeszcze trochę zadań czeka. Tak. Jezu, chyba zaczyna ogarniać mnie panika. A co jak nie dam rady? Chcę już być po tym wszystkim. Chcę już czerwiec.
Mój bałagan w pokoju przechodzi już wszelkie granice. Nie wiem jak to się dzieje. Sprzątam, sprzątam a za trzy dni wita mnie krzesło pełne ubrań, biurko zawalone książkami i pełno kubków na parapecie.

Wiosno, gdzie Ty jesteś do cholery?